nurniflowenola nurniflowenola
251
BLOG

Nonkonformizm w literaturze politycznej Waldemara Łysiaka (1)

nurniflowenola nurniflowenola Kultura Obserwuj notkę 3

ŁysiakW “Potędze Nieistniejącego Salonu” opisałem problemy tyczące pisania przeze mnie pracy magisterskiej. Tekst ten ukazał się w różnych miejscach w internecie. Od tamtej pory kilku Czytelników wyraziło chęć zapoznania się z treścią mojej “magisterki”. Podobne prośby otrzymywałem już wcześniej, więc po zaciętych bojach z moim drugim “ja” postanowiłem owe życzenie spełnić. Nie sądzę jednak, by publikowanie całości było dobrym pomysłem. Część rozważań jest zwyczajnie nudna, a przynudzanie jest największym grzechem publicysty. Dlatego zadecydowałem, że opublikuję tylko fragmenty przybliżacjące postać Waldemara Łysiaka. Dzięki temu Czytelnicy będą mogli poznać bliżej sylwetkę i twórczość tego pisarza, a także dowiedzieć się więcej o mojej skromnej osobie. Dodatkowo muszę stwierdzić, że forma pracy jest daleka od mojego ideału, lecz jakiekolwiek korekty uważam za nieuzasadnione. Ponadto, czego nie mam zamiaru ukrywać, publikowanie mojej pracy magisterskiej w odcinkach rozwiązuje problem świąteczno-noworocznej krzątaniny i skutecznie minimalizuje napięcia na linii mąż-żona -  metodą copy-paste oszczędzam czas i zdrowie! Oto dość obszerne fragmenty rozdziału pierwszego. Następne odcinki będą dużo krótsze. Zapraszam do lektury!

 

 

 

„W polskiej tradycji uważa się, że jeżeli naród

nie może mówić własnym głosem,

Bóg zsyła mu pisarza.”

Józef Dudkiewicz

 

 

1.1 Życie i twórczość W. Łysiaka

 

1.1.1 Wprowadzenie

     „Intelektualne uzależnienie względem tego człowieka jest jedyną dopuszczalną, godną usankcjonowania formą niewolnictwa”[1]. Taką opinie wyraził pan Andreas Glasneck  z Russelsheim w Niemczech. Zdań w podobnym tonie mogę przytoczyć tysiące, lecz nie to jest moim celem. Tym bardziej, że ocen przeciwstawnych też jest niemało. A. Michnik nazwał Łysiaka „trzeciorzędnym grafomanem”[2], a L. Stomma „ćwierćinteligencikiem”[3].  Kim jest Waldemar Łysiak? Przede wszystkim jest pisarzem. Pisarzem, którego książka jedyny raz w dziejach PRL-u została oprotestowana oficjalną notą przez ambasadę ZSRR w Warszawie[4]. Jest także autorem ostatniej książki, która została ocenzurowana przez władzę komunistycznej Polski[5]. Powyższe przykłady są swoistą ciekawostką, z której wynika, bez cienia przesady, że Łysiak jest postacią historyczną. Ponadto jest architektem, konserwatorem zabytków, historykiem sztuki, znawcą i wielbicielem malarstwa oraz bibliofilem. Sam o sobie mówi skromnie: „Jestem polowym żołdakiem Chrystusowego legionu”[6]. Jednak szczegółowa odpowiedź nie jest łatwa, a jakakolwiek by nie była można się spodziewać przyklejenia jej łatki „kontrowersyjności”. Ostatni wyraz celowo wziąłem w cudzysłów, gdyż sam Łysiak tak czyni, protestując przeciwko nadinterpretacji jego rzeczywistego znaczenia. „Ten paraepitetowy termin służy ‘ustawianiu ludzi dla ‘Salonu’ nieprzyjemnych, niegrzecznych, niezblatowanych, nie potrafiących zachować się salonowo, czyli ‘comme il faut’. Mówi się: ‘człowiek kontrowersyjny’, krzywiąc usta lub dając wzrokiem do zrozumienia, że to typ nieprzyjemny, ‘osobnik’ nie zaś osoba, ktoś raczej odpychający niż sympatyczny, półcham”[7]. Weredyzm, czyli „mówienie prawdy bez względu na konsekwencje”[8], jako przeciwstawianie się kontrowersyjności, jest swoistym credo życiowym autora. Pisanie o życiu i twórczości pisarza, który dzięki swoim książkom i swojej postawie budzi tak biegunowo zróżnicowane oceny, od bałwochwalczego uwielbienia do wrogości, czy wręcz nienawiści, jest z natury rzeczy trudne. Owa trudność jednak, gdy się ją już pokona, pozwala przedstawić w sposób obiektywny postać tego popularnego pisarza-nonkonformisty.

     W tomie piątym publicystyki Łysiaka znajduje się wywiad-rzeka z pisarzem podzielony na dwie części: „Wilk” i „Kuglarz”[9]. Pierwsza z nich traktuje o życiu prywatnym autora, druga zaś tyczy jego twórczości. W swojej pracy pragnę dokonać takiego samego rozróżnienia dla przedstawienia sylwetki Łysiaka. Z jednej strony taki podział jest sztuczny, gdyż nie jest możliwa ocena działalności pisarskiej w oderwaniu od analizy życia prywatnego. Są to dwa zbiory, które mają bardzo dużą część wspólną, wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Z drugiej natomiast powoduje przejrzystość i stwarza komfortową sytuację dla badań naukowych pod kątem tematu pracy. Niniejszym to czynię.

 

1.1.2 Curriculum vitae, czyli Łysiak prywatny

     Waldemar Wojciech Konrad  Łysiak urodził się 8. marca 1944 roku w Warszawie. Jego ojciec Stanisław Andrzej pochodził z Galicji, a matka Wiktoria (z domu Kowalewska) z Wielkopolski. Ma młodszego brata Henryka. Jest ojcem trójki dzieci: córki Anny oraz synów Tomasza i Jędrzeja. O swojej rodzinie mówi tak: „Moi przodkowie walczyli w wojnach napoleońskich, w powstaniach, emigrowali z przyczyn politycznych (…). Familianci mojej Mamy (Kowalewscy i Różańscy) to także patrioci-wojownicy od przynajmniej dwustu lat (…)”[10]. Także ojciec Łysiaka, pan Stanisław, walczył o niepodległą Polskę.  W Powstaniu Warszawskim pełnił służbę u majora Kozakiewicza, szefa żandarmerii powstańczej. Po upadku Powstania znalazł się w alianckich oddziałach pomocniczych. Wrócił do kraju po zakończeniu działań wojennych i od razu trafił do ubeckiego lochu. „’Stary’ zmarł (w 1974 roku – przyp. A.W.) na dość częstą w tamtych czasach chorobę – na rozliczne wewnętrzne skutki ‘śledztwa’, które zafundowała mu Bezpieka”[11] – wspomina Łysiak. Jeżeli do tego doda się jeszcze śmierć dwóch starszych sióstr podczas Powstania Warszawskiego, to w takim świetle jasno widać, że z jednej strony wielopokoleniowa tradycja rodzinna przekazywana „z dziada pradziada”, a z drugiej traumatyczne przeżycia autora ukształtowały taki, a nie inny światopogląd.

     Od lat młodzieńczych Łysiak przejawiał zainteresowanie historią. W roku 1957 wziął udział w konkursie dla dzieci zorganizowanym przez „pierwszą peerelowską gazetkę-komiks  ,Przygoda’”[12] i wygrał go. Jako nagrodę dostał radio marki „Pionier”. W związku z tym po raz pierwszy drukiem ukazało się jego nazwisko, ale zwycięskiej pracy nie opublikowano. Dlaczego? Oddajmy głos samemu zainteresowanemu: „Nie przeszła. W redakcji niczego nie zauważono, Lepszy (cenzor – przyp. A.W.) miał oko bystrzejsze. Z narysowanego przeze mnie kłębowiska ciał w grunwaldzkim starciu wyłowił maleńkie sierpy i młoty na ubiorach zuchów formujących hufce smoleńskie, a jak już to zrobił, to jeszcze głębiej wetknął nos i odkrył, że hufce strzelają w plechy polskiemu rycerstwu, dał więc kopa całej pracy. Ale radio było już w domu i nawet grało!”[13]. Trzynaście lat i pierwsze starcie z cenzurą! Przez następne kilkadziesiąt lat, do roku 1990 włącznie, tych starć było co nie miara.

     W tym samym roku Łysiak zadebiutował jako pospolity „bandzior”. Razem z kolegą w dniu rocznicy Wielkiej Proletariackiej Rewolucji przemycił do szkoły dwa worki klisz filmowych. Po umieszczeniu ich w skrzyni gimnastycznej stojącej na jednym z korytarzy… podpalili je. Znów Łysiak: „Dla speców dalszy ciąg jest już prosty jak ‘Ojcze nasz’, przy takiej kliszy świeca dymna to był mały kopciuszek: panika, ewakuacja, czarne kłęby dymu ze wszystkich okien spowiły kilka ulic. Pod szkołę zajechało parę samochodów strażackich, a pod dom moich Rodziców jeden osobowy”[14]. Skoro jestem przy wątku „kryminalnym”  w życiorysie pisarza, to należy opisać kilka innych zdarzeń, w wyniku których wszedł on w konflikt z prawem. Łamię tym samym chronologię wydarzeń, ale nie o nią tu idzie.

     W roku 1975 został aresztowany w Moskwie przez KGB jako „agent znanego faszysty, niejakiego Bonapartego”[15]. To oczywiście żart. Niemniej Łysiak spędził kilka godzin w budynku przy ulicy Feliksa Dzierżyńskiego, w którym swoją siedzibę miała radziecka bezpieka. Trafił tam, gdyż robił zdjęciatego budynku zapomniawszy, „że o ulicy rodaka mówi się to samo, co w Warszawie o ulicy Rakowieckiej: iż jest to najdłuższa z ulic, bo ze spacerów po niej nie wraca się bardzo długo”[16]. Interesując się epoką napoleońską chciał uwiecznić gmach, który jako jeden z nielicznych ocalał z pożaru Moskwy w 1812 roku, w trakcie wojny francusko-rosyjskiej. Po wyjaśnieniu nieporozumienia dostał pozwolenie dalszego fotografowania. Jedna z tych fotek została opublikowana trzy lata później w „Cesarskim pokerze”.

     Kolejny raz Łysiaka aresztowano w Stanach Zjednoczonych. W roku 1977 razem ze swoim przyjacielem Jarosławem Chlebowskim został zatrzymany w miejscowości Dublin, w stanie Georgia, za „speeding” (przekroczenie  dozwolonej prędkości) oraz niewłaściwe zachowanie wobec funkcjonariusza drogówki. Całe zamieszanie spowodowane było pośpiechem. Panowie spieszyli się na pogrzeb Elvisa Presleya, którego Łysiak jest fanem. Na szczęście okazało się, że szeryf  Bussel był także wielbicielem talentu Presleya i pozwolił obu panom kontynuować podróż do Memphis[17]. Tę i wiele innych przygód ze swoich wojaży po USA opisał Łysiak w „Asfaltowym Saloonie”[18].

     Ostatni znany oficjalnie przypadek, kiedy pisarz wszedł w konflikt z prawem miał miejsce w Bombaju. Tamtejsi strażnicy lotniska udaremnili wejście Łysiaka na pokład samolotu z bronią, którą był nóż używany przez komandosów azjatyckich, tzw. „rat” – szczur. Łysiak wspomina: „Miałem go w rękawie i był otwarty, więc gdy zabrzęczała elektroniczna bramka i gdy mi go wyjęto – uznano mnie za terrorystę, skuto kajdankami i wyprowadzono z lotniska na oczach gawiedzi, wśród której nie brakowało Polaków”[19]. Wszystko to było konsekwencją pewnej znajomości. Otóż autor parę dni przed tym zdarzeniem poznał warszawską lekarkę. Ta lekarka miała nieszczęście zadać się z członkiem bombajskiej mafii, który ukradł jej pieniądze. Łysiak grożąc szefowi gangu wspomnianym już nożem odzyskał te pieniądze, gdyż głęboko wierzy w naukę Wieniawy-Długoszowskiego, „że za wszelką cenę należy osuszać łzy dam”[20]. Od tej chwili nie rozstawał się z nożem, ponieważ tamten złożył mu obietnicę, że nie wyjedzie z Bombaju żywy. Stąd to zamieszanie na lotnisku. Po trwającym kilka chwil przesłuchaniu, odwieziono pisarza policyjnym radiowozem na pas startowy i pozwolono wrócić do kraju.

     Powyższe fakty z prawdziwą przestępczością mają oczywiście tyle wspólnego, co propagowana przez Łysiaka lustracja i dekomunizacja z nienawiścią, czy zemstą. Nie są to działania stricte kryminalne. Opisywanie ich nie miało na celu tylko i wyłącznie prezentowania ciekawostek. Każde z tych wydarzeń bardzo wiele mówi o autorze. Wszystko to wpisuje się w jego postawę życiową, przemyślenia i poglądy na świat. Podpalenie klisz filmowych mówi nam, że jest antykomunistą, aresztowanie w Moskwie, że jego bożyszczem jest Napoleon I Bonaparte, szaleńczy wyścig z czasem po bezdrożach Stanów Zjednoczonych, że jest miłośnikiem Presleya, a zdarzenie w Bombaju, że potrafi stanąć w obronie skrzywdzonych. Najlepiej podsumowuje to jedna z dwu ulubionych sentencji pisarza, autorstwa Voltaire’a: „Człowiek wolny idzie do nieba taką drogą, jaka mu się podoba”[21].

     Czas najwyższy przejść do rzeczy zasadniczych w życiorysie Łysiaka, zaczynając od wykształcenia. W książkach na jego temat, a także we własnych publikacjach ciężko znaleźć konkretne daty dotyczące przebiegu nauki. Wiadomo, że ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Warszawie[22]. W roku 1962 pierwszy raz podszedł do egzaminów wstępnych na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej, których nie zdał. Warto w tym miejscu nadmienić, że ojciec pana Waldemara miał na tej uczelni dwóch zaprzyjaźnionych naukowców, ale „nie kiwnął palcem, nawet nie pomyślał, by ich obrażać (…) staraniem o protekcje”[23]. Jest to istotny fakt w życiu Łysiaka, pokazuje bowiem jak dalece brzydzi się on wszelaką nieuczciwością. Przecież tajemnicą Poliszynela są sytuacje, w których na studia dostają się (również we współczesnej Polsce) protegowani różnej maści prominentów. Z jego pamiętnika „Lepszy” dowiadujemy się, iż w roku 1966 biorąc udział w konkursie na najlepszą biografię Franka Lloyda Wrighta (amerykańskiego architekta – przyp. A.W.) był na czwartym roku studiów, tak więc, przy założeniu ciągłości w nauce, zacząć je musiał w 1963.

     Kończąc studia uzyskał dyplom z konserwacji i adaptacji zabytku fortyfikacyjnego. Jego promotorem był „najwybitniejszy polski specjalista doby powojennej, profesor Jan Zachwatowicz[24]. „Po ukończeniu studiów na Politechnice wyjechałem studiować drugi raz, do krainy języka w którym najlepiej brzmią opery”[25] – taka wzmianka znajduje się we wspomnieniach pisarza, bez wyszczególnienia który to był rok. Skądinąd wiemy, że był to rok 1970, kiedy to Łysiak rozpoczął dwuletnie studia na Wydziale Architektury Uniwersytetu Rzymskiego, na kierunku historia sztuki[26]. Będąc we Włoszech zdobył także dyplom UNESCO-wskiego Międzynarodowego Centrum Studiów nad Ochroną i Konserwacją Zabytków w Rzymie. Ponownie Łysiak: „Nim opuściłem Włochy, przekabaciłem się z żaka w belfra (kilka wykładów na uniwerku rzymskim, o polskiej kulturze, sztuce i substancji zabytkowej), co tak weszło mi w krew, że po powrocie na łono ojczyzny zbelfrzyłem się do imentu”[27].  Tak więc po zakończeniu kształcenia własnego, rozpoczął kształcenie innych.

     Ostatnie zdanie powyższego akapitu nie do końca jest prawdziwe, bowiem kształcenie własne Łysiak zakończył w 1977 roku broniąc doktorat, „na temat doktryny fortyfikacyjnej Bonapartego”[28].  Był pierwszym w Polsce i na świecie, który to uczynił, wypełniając tym samym lukę historiograficzną dotyczącą doby empiru i fortyfikacji jako takiej. Przy tworzeniu tej pracy dokonał iście katorżniczego wyczynu. Mianowicie: cała doktryna fortyfikacyjna Napoleona znajduje się w jego epistolografii. Ta z kolei zawarta jest w 60. tomach, a każdy z nich liczy sobie średnio pięćset stron. Łysiak na potrzeby swego doktoratu przestudiował i przeanalizował to wszystko. Przeczytał ponad trzydzieści tysięcy stronnic w języku francuskim! Z wydarzeniem egzaminu doktoranckiego wiąże się ściśle zamieszanie, wywołane przez pisarza, dotyczące jego ubioru, w którym przyszedł na obronę doktoratu. Dżinsy, pepegi i wojskowa koszulka z pagonami, zamiast garnituru i krawata dały pretekst jednemu z docentów do odrzucenia doktoratu. Łysiak tak to opisuje: „Gdy losy się ważyły, zabrała głos Pani profesor Adamczewska-Wejchert. Jej wypowiedź składała się z siedemnastu wyrazów: Panie docencie, czy poza tymi pepegami i dżinsami ma pan jeszcze jakiś inny naukowy argument przeciw rozprawie? Odpowiedzią była cisza”[29]. Łysiakowi przyznano stopień naukowy doktora.

     Dnia 16. października 1972 roku Waldemar Łysiak został zatrudniony w Instytucie Podstaw Rozwoju Architektury Politechniki Warszawskiej. „Przez kilka pierwszych lat pracowałem na uczelni jako ‘starszy asystent-specjalista’, prowadząc zajęcia (…) z Historii Architektury oraz z Konserwacji Zabytków (…)”[30] – wspomina pisarz. Od początku swojej kariery dydaktycznej pomagał doc. Wilińskiemu prowadzić Historię Kultury i Cywilizacji. W latach 1977-79 został dodatkowo zatrudniony na stanowisku adiunkta na Wydziale Elektroniki PW, prowadząc dla studentów piątego roku Historię Kultury i Sztuki. Kiedy w roku 1979 schorowany doc. Wiliński  odszedł z uczelni, Łysiak rozpoczął samodzielne prowadzenie Historii Kultury i Cywilizacji, rezygnując z pracy na Wydziale Elektroniki. W tym samym roku mianowano go wykładowcą w Studium Podyplomowym Konserwacji Zabytków PW[31]. Jako szef katedry Historii Kultury i Cywilizacji pełnił swe obowiązki do roku 1992, kiedy to został zwolniony z pracy.

     W czasie kariery dydaktycznej trzykrotnie próbowano Łysiaka usunąć z uczelni z powodów politycznych. Za trzecim razem skutecznie. Fakt, że stało się to w III Rzeczypospolitej jest swoistym paradoksem. O swojej funkcji wykładowcy mówi tak: „(…) w ludowej ojczyźnie każdy z akademickich belfrów był ‘pociągiem pod specjalnym nadzorem’(…), wiedziałem, że (…) mam przestrzegać rozkładu i kierunku jazdy na jedynie słusznej linii kolejowej”[32]. Problemy Łysiaka z władzami uczelni można podzielić na dwie kategorie: wykłady oraz walka pisarza z „lewymi” zaliczeniami i egzaminacyjnymi aferami. Wspomnienie dotyczące wykładów: „(…) gdy przy omawianiu imperium rzymskiego analizujesz socjotechnikę kaligulizmu (prawo retroaktywne, procesy teatralne, kult jednostki, tortury etc.) i zapewniasz, że upadek owego imperium budzi nadzieję, bo dowodzi, że wiecznych imperiów nie ma – to studenci (…) źle kojarzą, myląc czasy przeszłe dokonane z czasem teraźniejszym”[33]. Z powodu głoszenia podobnych treści był Łysiak niejednokrotnie upominany. Dwukrotnie grożono mu dymisją. Studenci dwukrotnie ostro protestowali (za pierwszym razem organizując strajk[34]), więc władze chcąc uniknąć rozgłosu odstąpiły od swoich zamierzeń. Jeżeli chodzi o afery związane z zaliczeniami i egzaminami wstępnymi na Wydział Architektury PW, to ich opisywanie nie ma sensu. Z punktu widzenia tematu niniejszej pracy o wiele ważniejszy jest aspekt samego sprzeciwu Łysiaka wobec takich praktyk jak zaliczanie za pieniądze, czy wydawanie dyplomów uczelni bez wcześniejszego zdania egzaminu z przedmiotu, który był przez niego wykładany[35].

     Waldemar Łysiak odszedł z Politechniki Warszawskiej w atmosferze skandalu. Oficjalna przyczyna zwolnienia brzmiała: „z przyczyn ekonomicznych”[36]. Oddajmy głos zainteresowanemu: „Dokładnie tak. Owa trzywyrazowa formułka widnieje na bumadze usuwającej mnie z uczelni, jako jedyny powód. Będąc wykładowcą i szefem katedry, brałem pensję starczającą na papierosy, ale budżet uczelni tego nie wytrzymał”[37]. Przeciwko jego zwolnieniu protestowali studenci, ale także „partie prawicowe, stowarzyszenia patriotyczne, grupa oficerów- antykomunistów ‘Viritim’ (…)”[38]. Czy to wydarzenie miało swój podtekst polityczny? Niewątpliwie udowodnienie takiej tezy jest trudne. Niemniej pewne fakty, ułożywszy je w logiczną całość, dają asumpt do takich stwierdzeń. Mianowicie: parę miesięcy przed relegowaniem Łysiaka z PW ukazała się jego powieść „Najlepszy”. Książka traktuje o współczesnej Polsce i ludziach nią rządzących. Recenzje zamieszczane we „Wprost” i „Polityce” nie pozostawiały złudzeń. Stefan Bratkowski nazwał Łysiaka „chorym od nienawiści”[39], a samą książkę określił mianem: „psychopatologia i fekalia”[40]. Łysiak krytykując układ okrągłostołowy wystawił mierną ocenę krytykom lustracji. Jednakże rzeczona książka w sposób marginalny zajmuje się osobami z kręgu władzy. Ziemkiewicz: „Żadna wydana w Polsce książka nie spotkała się w minionym roku (1992 – przyp. A.W.) z tak zmasowanym atakiem recenzentów jak „Najlepszy” Waldemara Łysiaka. Żadnej też nie potraktowano równie pretekstowo, pod pozorem oceny dzieła rozprawiając się z jego autorem”[41]. W recenzjach tych nie znajdują się oceny stricte literackie, a jedynie oceny osoby pisarza. Oczywiście na pierwszy rzut oka widać, że afera z „Najlepszym” nie ma nic wspólnego z akademicką dymisją Łysiaka. Jednak jeśli się do tego doda, że mniej więcej w tym samym czasie rektor PW wydał „polecenie niewpuszczenia zwolenników Jana Olszewskiego do auli politechniki, mimo iż za jej wynajęcie wniesiono już wcześniej ustaloną opłatę”[42], to można sądzić, że  „coś jest na rzeczy”. Publicysta Z. Lipiński z „Dziennika Katolickiego SŁOWO” uważa, że o zwolnieniu „zadecydowały dwie książki Łysiaka – ‘Lepszy’ i zwłaszcza ‘Najlepszy’, w których autor nie zostawił suchej nitki na lewicy solidarnościowej, a szczególnie na jej guru, Adamie Michniku (…)”[43]. Jaka jest prawda, trudno dociec. Są tylko domniemania bez dowodów rzeczowych. Na koniec tego wątku należy dodać, iż parę miesięcy po zwolnieniu z pracy, studenci wszystkich warszawskich uczelni wyższych przyznali Łysiakowi tytuł „Człowieka roku”, za „szczególne zasługi dla środowiska akademickiego” i za „bezkompromisową postawę akademickiego nauczyciela”[44].

     Do pełnego obrazu osoby Waldemara Łysiaka należy przeanalizować jego wyuczone zawody. Przypomnijmy, że pisarz ukończywszy Politechnikę Warszawską został architektem. Jednak jako architekt nie przepracował ani minuty. „Nie byłem zainteresowany wznoszeniem bud dla ludzików niczym dla psów (…)”[45] – wspomina na kartach swojego pamiętnika. Owe budy w swoich felietonach nazywał „kwadratowymi pomidorami”, „koszarami osiedlowymi”, a raz (i tylko raz) „psimi budami”[46]. Niemniej porzucenie myśli  o rozpoczęciu pracy architekta nie spowodowało braku zainteresowania tym tematem. W latach siedemdziesiątych spod jego pióra wyszło około stu prac dotyczących architektury. Współpracował z  fachowym pismem „Architektura”, a także z innymi tytułami, które udostępniały mu swoje łamy. Wśród nich znalazły się: „Kultura”, „Stolica”, „Myśl Społeczna”, „Kontynenty”, „Perspektywy” i „Życie i Myśli”. Bartosz Emchowicz w swojej książce poświęconej Łysiakowi konstatuje: „Autor pisał tam o ludziach architektury, o ciekawych obiektach architektonicznych, o szczególnych miastach i problemach urbanistyki, o ciekawostkach architektonicznych i wreszcie o architekturze futorologicznej”[47]. Niejednokrotnie w swoich artykułach Łysiak podejmował próbę oceny architektury w naszym kraju.  Znając już argumenty przeciw podejmowaniu aktywności w tym zawodzie, nietrudno zgadnąć, że te oceny były negatywne. Jego felietony charakteryzowała ostra krytyka wszystkich wad tej dziedziny w Polsce: systemu osiedlowego, budownictwa wielkiej płyty, estetyki, prawa dotyczącego architektury oraz stosunki wzajemne między inwestorem, projektantem i wykonawcą[48].

     Z kolei jako posiadacz dyplomu Międzynarodowego Centrum Studiów nad Ochroną i Konserwacją Zabytków UNESCO, Łysiak jest konserwatorem zabytków. Na tym polu ma pewne osiągnięcia. Będąc jeszcze we Włoszech, w ramach praktyk, samodzielnie dokonał badania murów fortyfikacyjnych Capui oraz wykonał (również samodzielnie) projekt ich rewaloryzacji. Po powrocie do kraju „szczególnie interesował się Łysiak zabytkami architektury obronnej – konserwował i badał (przez kilka letnich sezonów) ruinę sławnego ‘orlego gniazda’, zamku w Ogrodzieńcu, prowadził badania historyczno-architektoniczne murów obronnych Radomia (…)”[49]. Podobną pracę wykonał w Cieszynie i Sieradzu. Najważniejszym osiągnięciem Łysiaka w zakresie ochrony i konserwacji zabytków jest tłumaczona na pięć języków „Propozycja nowej wersji Karty Weneckiej”, którą to pracę napisał wspólnie z A. Gruszeckim. „Stała się ona głośna w międzynarodowym środowisku konserwatorskim (…) ze względu na ścisłe uporządkowanie spraw terminologicznych i definicyjnych oraz naukowe rozwiązanie problemów urbanistycznych, których Karta Wenecka nie zawiera”[50]. Jako konserwator zabytków Łysiak był często zapraszany na konferencje naukowe tyczące tej materii. Jednak po roku 1975, kiedy na Ogólnopolskiej Sesji Naukowej, podsumowującej Międzynarodowy Rok Ochrony Zabytków, wygłosił ostry w sformułowaniach referat (obwiniający ówczesne władze „o barbarzyńską politykę wobec polskiej spuścizny architektonicznej”[51]), nigdy więcej nie zaproponowano mu udziału w podobnej imprezie.

     Kończąc przybliżanie sylwetki Waldemara Łysiaka, trzeba napisać słowo o jego pasjach. Otóż pisarz jest znanym bibliofilem. W jego zbiorze domowym, między wieloma innymi pozycjami, znajduje się jedyny ocalały pierwodruk  „Trenów” Jana Kochanowskiego. Wojciech Kochlewski: „Niewiele rzeczy jest w stanie rzucić mnie na kolana, ale widok biblioteki Łysiaka był dla mnie przeżyciem”[52]. Szczegółowy opis kolekcji pisarza znajduje się w dwu jego książkach: w „Wyspie zaginionych skarbów”[53] oraz w „Empireum”[54]. Ponadto autor jest wielbicielem malarstwa i posiadaczem sporego zbioru obrazów, zarówno polskich i zagranicznych mistrzów.

cdn.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura